środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 9

Leżąc na łóżku, z uśmiechem na twarzy, wspominałam wydarzenia minionych wakacji. Pamiętam jak po pamiętnym 27.08 obudziłam się, spojrzałam na przyjaciółkę i wybuchłam śmiechem, bo to wszystko wydawało się takie nierealne, jak sen, który był i już nie wróci. Przed oczami pojawiła mi się kolejna noc, znowu w klubie, kiedy Kaan chciał nas wziąć do Burger Kinga, na to ja z uśmiechem na twarzy, wisząc jakiemuś Turkowi na szyi, odmówiłam. Kiedy Burak szukał nas po całym klubie, a jak już nas znalazł, sam przestraszył się tego widoku i wyrwał nas z objęć jakiś gości. 28.08.2012r. był to najgorszy dzień na świecie. Doskonale to pamiętam, kiedy siedząc na mini disco i wgapiając się w dzieci, które tańczyły jakiś głupi taniec, usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałam usłyszeć. -Do you know that Julia is Emre’s wife? – zagadnął Turkiz, siadając tuż koło mnie. -What? – zapytałam z bardzo głupią miną, myślałam, że się przesłyszałam i spojrzałam kątem oka na przyjaciółkę, której mina mówiła jedno. Nie przesłyszałam się. -Julia and Emre are married – powtórzył chłopak, z intrygującą miną. Nie wiem co mnie bardziej zdziwiło, czy to, że facet, który spędził ze mną ostatnie dwie noce, ma żonę, czy to, że Turkiz mówi to w taki sposób jakby się wszystkiego domyślał. -So.. – w tym momencie poczułam fizyczny ścisk na gardle, nie mogłam wykrztusić tego słowa, zajęło mi to dobre kilka sekund zanim się opanowałam – are they together? Married? – powtórzyłam, żeby się upewnić, że nie zrozumiałam źle. -Yes, why are you so suprised? – zapytał z dziwnym uśmiechem na twarzy. -No, doesn’t matter – odpowiedziałam i posłałam mu wymuszony uśmiech. Odwróciłam się do mojej przyjaciółki, z głupią i zażenowaną miną. Przecież ja wiedziałam, że on mnie nie kocha, ale w życiu bym nie pomyślała, że on ma żonę. Wydarzenia następnych dni, nie były zbyt wesołe, nie odzywałyśmy się do Emre, który widząc co się dzieje, próbował do nas zagadać, ale byłyśmy nieugięte. Dopiero ostatniego dnia zaczęliśmy normalnie rozmawiać. Pamiętam nasze pożegnanie, które miało być ostatnim. Już nigdy więcej miałyśmy ich nie spotkać. Nie. Kaan pożegnał nas słowami „Don’t say goodbye, say see you later” Leżąc teraz na łóżku, po prawie 10 miesiącach od tych wydarzeń, na samą myśl pojawia mi się uśmiech na twarzy. Z czystym sercem mogę przyznać, że były to najlepsze wakacje w moim życiu. Ewelina jedzie teraz z rodzicami do Egiptu. Jest mi trochę smutno, ponieważ mnie rodzice nie bardzo chcą tam puścić, a ja nie bardzo chcę się z nimi o to wykłócać, więc zostaję. -Fajnie byłoby ich znowu spotkać – powiedziałam na głos, a wtedy zadzwonił telefon, a na nim wyświetliło się aaEwelina . Nie zdążyłam nawet powiedzieć „Proszę”, czy chociażby „Tak?”, ponieważ w słuchawce usłyszałam piski -Karolina! Jedziemy do Pinary! Rozumiesz wracamy tam! Jedziesz z nami, nie?! Wracamy tam! – znając życie stała i skakała w miejscu. Kiedy to wszystko usłyszałam poderwałam się na równe nogi. -Jak to wracamy? A Egipt? Mieliście tam jechać? – zapytałam lekko zdezorientowana, moje serce zabiło mocniej, pojawiła się iskierka nadziei, że zobaczę tych wszystkich głupków po raz trzeci. -Nie wiem, miejsc nie było czy coś takiego, ważne że wracamy! Rozumiesz?! – darła się dalej do słuchawki, a ja razem z nią. Skakałam i piszczałam, jak dzieci na koncertach Bibera czy One Direction. -Idę powiedzieć rodzicom! – wydarłam się i zbiegłam na dół, powiadamiając mojego kochanego tatusia, że jednak jadę na wakacje i wracam do Pinary, nie był tym faktem zachwycony, natomiast moja mama wręcz mi zazdrościła. Już po kilku dniach, spakowana czekałam na tatę Eweliny, który miał po mnie przyjechać i miałam jechać razem z nimi na lotnisko. Przez całą drogę moja przyjaciółka spała, w samochodzie, w samolocie i w autokarze, już na miejscu w Bodrum. Niemiłosiernie mnie to denerwowało, ponieważ ja nie mogłam zmrużyć oka, tak bardzo się denerwowałam. Kiedy już w końcu zobaczyłam znajomy port, obudziłam przyjaciółkę i obie darłyśmy się jak głupie. -O Boże, wracamy! Patrz tam jest plaża! A tam pomost! Patrz! Morze! Jej, już jesteśmy! Niedobrze mi! – przekrzykiwałyśmy jedna drugą, a ludzie patrzyli na nas jak na nienormalne. Kiedy autokar zatrzymał się pod hotelem, wybiegłyśmy pierwsze z autokaru, wpadając do znajomej nam recepcji, gdzie uprzejma pani rezydent, poinformowała nas gdzie znajduje się restauracja, na co rzuciłam tylko głupią minę w kierunku Ew, której mina była jeszcze głupsza, niż moja. -Wie Pani, bo my tutaj już jesteśmy drugi raz – odezwał się tata Ew – a dziewczynki (tu pokazując na mnie i Ewelinę palcem) już trzeci raz. Kiedy to usłyszałyśmy spaliłyśmy buraka i skierowałyśmy się w stronę tarasu. -Widzisz kogoś? – zapytałam Ewelinę. -Nie widzę, jest sobota, wolne mają, pewnie dopiero bo obiadku przyjadą – odpowiedziała. -Może napiszę do Kaan’a na whatsapp? – zapytałam. Ew miała mieszane odczucia co do mojego pomysłu, ale ja zrobiłam zdjęcie basenu z tarasu i wysłałam je Kaan’owi z dopiskiem „Find us”. Po obiedzie, jeszcze długo czekaliśmy na pokoje, kiedy w końcu je dostaliśmy, ja wraz z Eweliną popędziłyśmy prosto na basen. Kiedy już tam dotarłyśmy, nie mogłam uwierzyć własnym oczom kogo zobaczyłam. -Heej.. Karolina, czy to przypadkiem nie jest ten Kadir, z którym gadałaś w zeszłym roku na facebooku? – zapytała Ew z głupią miną, a ja tylko pokiwałam głową z uśmiechem przyglądając się jego klacie. Wiedziałam, że będzie mój, ale nie wiedziałam ile problemów i nieprzespanych nocy przez niego przeżyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz